Jak naturalnie wyleczyłam się z astmy


Fragment książki:

 


(...) Podjęłam intensywną pracę analityczną i wkrótce doszłam do wniosku, że dotychczas opierałam się na błędnych założeniach przy leczeniu, dlatego też zamiast się wyleczyć po tylu latach starań, wpadłam w jeszcze większe kłopoty zdrowotne. Zauważyłam, iż choć przez te lata cały czas coś z wnętrza mojego ciała napierało, ja uznając to za niewłaściwe (w takiej wiedzy medycznej zostałam wychowana) próbowałam to zatrzymać, a nawet wepchnąć do środka za pomocą leków. To trochę tak, jakby próbować zatkać palcem cieknący kran. Woda i tak się wydostanie, ale znajdzie swoją drogę ujścia na zewnątrz, czyniąc jednak po drodze sporo zniszczeń. Założenie to wynikało z niewiedzy, a ta połączona była ze strachem, że jeśli pozwolę się „temu czemuś” wydostać, to wówczas urośnie jak rak i... nastąpi coś bardzo złego. Nie wiedziałam dokładnie co i w jaki sposób, ale bez zastanawiania się nad tym po prostu długie lata żyłam, wkładając sporo energii w uniemożliwianie wyjścia „temu”, co tak napierało. Dopiero w sytuacji kryzysu oddychaniapr zyjrzałam się tej obawie i uświadomiłam sobie, że zezwoleniu na wyjście „tego czegoś” (czymkolwiek to jest) może towarzyszyć bliżej nieokreślony dyskomfort, przez który będę musiała przejść, a ponieważ ja wówczas wszelki dyskomfort w rodzaju dolegliwości chorobowych uważałam za zły, za wszelką cenę nie chciałam do niego dopuścić. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że tego typu dyskomfort może towarzyszyć procesowi zdrowienia i dochodzenia do równowagi i że jest jego naturalną częścią, ale też przede wszystkim ma naturę falową i jest przemijający, jeśli nie stawia mu się oporu.


Przeprowadzone w okolicznościach przymusu rozumowanie doprowadziło mnie wniosku, że umożliwienie „temu” wydostania się spowoduje uwolnienie ładunku, który do „tego czegoś” jest podczepiony, a to z kolei pozwoli obniżyć istniejące napięcia. Swoje założenie oparłam na obserwacji, iż energia jakiejkolwiek fali, choćby nie wiem jak silnej, musi się z czasem wyczerpać, jeśli tylko nic jej zasila na przykład stawiany fali opór. Wobec braku oporu, przy całkowitym poddaniu się, energia tego naporu powinna rozładować się samoistnie.

 

Zapewne nieprzypadkowo właśnie wtedy przemówiła we mnie moja dawna pasja obserwacji otaczających zjawisk i przywiodła na myśl skojarzenia pewnych faktów, z których wyciągnęłam wniosek, iż żywy organizm wyleczy się sam, jeśli tylko pomoże mu się uwolnić od tkwiących w nim „przeszkód”, które wytwarzają stres i napięcie, generując dolegliwości, a w konsekwencji choroby. W tym wypadku astmę i polipy (o reszcie chorób nawet nie wspominam z powodu, o którym mówiłam wcześniej).

 

Wszystko nagle wydało się proste. Zamiast podejmowania wysiłku w celu wyleczenia się (leków, terapii, operacji itp.) należało się zatrzymać i zrobić coś dokładnie odwrotnego: zrezygnować z jakiegokolwiek wysiłku i poddać się temu naporowi. Innymi słowy zezwolić na to wszystko, co naciska od wewnątrz, a co usiłowałam dotąd zatrzymywać lekami, i nie reagując - umożliwić tej energii się rozładować. W praktyce oznaczało to rezygnację z leków na obkurczanie polipów, żeby pozwolić na „wylanie się” tej energii na zewnątrz. Zwracam tu uwagę Czytelnika, iż nie wspominam o odstawieniu leków na astmę.

 

Zaczęłam od rezygnacji ze stosowania kropli do nosa, ale w trakcie okazało się - o czym wówczas nie wiedziałam aż tak namacalnie - jak bardzo polipy połączone są z astmą (i z długą listą innych dolegliwości) i jak prosto jest uwolnić się od nich jednocześnie.


To polipy tak naprawdę wymusiły na mnie taki, a nie inny początek, który w rezultacie doprowadził do wyleczenia astmy, bo z astmą jako taką funkcjonowałam przez lata gładko w sposób bezrefleksyjny, który nie stawiał mnie „pod ścianą” i nie zmuszał do takich brutalnych konfrontacji i poszukiwań alternatywnych rozwiązań. Leki na astmę „pozwalały żyć” (jakość tego życia pominę milczeniem). Okazało się, że jedno odkrycie i stosowna decyzja (o zaprzestaniu powstrzymywania lekami tego, co próbowało się wydostać poprzez moje zatoki i nos) pociągnęły za sobą całą lawinę odkryć i wyłaniających się z nich decyzji i w konsekwencji zapoczątkowały stopniowe kompleksowe wyleczenie całego mojego organizmu. Nie mając świadomie takiego zamiaru, przez przypadek zaczęłam leczyć swoją astmę, która wówczas się ujawniła, pomimo trzymania jej dotąd pod kontrolą za pomocą sterydów.

 


Kup książkę >>> KLIKNIJ <<<

Recenzja książki w magazynie Nieznany Świat >>> KLIKNIJ <<<


Przeczytaj opis i fragmenty innych moich książek >>> KLIKNIJ <<<


 

zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie

Uzdrawianie siłami natury

Agnieszka Pareto

SESJE INDYWIDUALNE

online

KLIKNIJ po więcej informacji

KONTAKT

kontakt@agnieszkapareto.com