Palenie pomaga tłumić dawne smutki. Aby stać się wolnym, trzeba je "wziąć na klatę, jeszcze raz poczuć i ochota na papierosy zniknie samoistnie.

Dlaczego tak cię irytuje własna matka, której zawdzięczasz swoje życie?

O co chodzi z tą złością na własne rodzicielki u tak wielu osób? Na te dzielne kobiety, które nas nosiły pod sercem przez okres ciąży, a potem - z reguły - wychowały jak umiały najlepiej? Często - rezygnując ze swoich osiągnięć? Dlaczego złościmy się za ich błędy, a nie czujemy wdzięczności za tę wspaniałość, którą od nich dostaliśmy - życie?

 

 

 

 

 

Emocjonalna zagadka Sfinksa

Czy coś jest z nami nie tak? Jesteśmy niewdzięcznikami, którzy nie potrafią docenić dobra, które otrzymaliśmy? Ktoś nam dał wspaniały prezent, a my jedynie potrafimy widzieć to, że był zapakowany w gazetę zamiast w złoty papier? 

 

Co z nas za ludzie...

 

Skoro mi nie dałaś, to cię nie lubię

Dziecko samo nie przeżyje. Jest mu do tego potrzebna - pierwotnie - matka. Jest mu potrzebna matka, z którą ma więź i której ciepłe uczucia dają mu przekonanie, że wszystkie jego potrzeby służące jego przetrwaniu zostaną zaspokojone. Nieprzypadkowo niemowlęta wyglądają słodko i pociesznie i wzbudzają - szczególnie u matek - opiekuńcze uczucia. Będąc tak bezradne i zależne od drugiego człowieka, z innym wyglądem i bez tej więzi - nie miałyby szansy, aby przeżyć.

 

Z zapewnieniem dziecku przeżycia z fizjologicznego punktu widzenia zawyczaj nie ma problemu, gdyż instynkt macierzyński mamy "wbudowany". Z punktu widzenia biologii jednak, ciepło i bliskość do przetrwania konieczne nie są. Przeżyjemy nawet w skrajnych warunkach, w domu pełnym przemocy, zaniedbania, emocjonalnego zimna, a nawet jawnej niechęci czy nienawiści. Nie wie o tym jednak dziecko z własnego punktu widzenia.

 

Niedostatek ciepła emocjonalnego płynącego od matki sprawia, iż dziecko owszem, jest technicznie w stanie przeżyć, ale okres ten spędza w nieustającym lęku o swoje życie, stale niepewne czy matka związana jest z nim wystarczająco, aby go nie porzucić, a zatem narazić na śmierć. Jak radar wyczulone na każdy najmniejszy sygnał, który mógłby ten moment zwiastować.

 

Instynkt macierzyński posiada większość matek i potrafi ona potrzeby fizyczne potrafi swoim dzieciom zapewnić. Jeśli jednak matka ciepła i bliskości sama w swojej przeszłości nie dostała od swojej matki, w jaki sposób ma je zapewnić swojemu dziecku?

 

Jeśli jej matka była dla niej nieczuła (bo jej uwaga krążyła wokół jej własnych problemów) - ona też mogła być taka dla ciebie, jeśli doświadczyła zaniedbania jako maleństwo - i tobie mogła "zafundować" to samo, jeśli jej matka okazywała jej złość i frustrację, która mogła nawet brać się skąd inąd (ale ty - chcąc nie chcąc - nie mogła(e)ś donikąd się przed nią schronić) - pewnie i na ciebie nieraz nawrzeszczała, jeśli w swoim dzieciństwie była bita, obrażana czy upokarzana - i ciebie mogła obdarzyć bardzo podobnym losem. Mogła też być bardzo czuła, ale wydarzył się szpital - jej albo twój i dłuższa z nią rozłąka, a kiedy się znów spotkaliście, w twoim struchlałym ze strachu sercu zagościł gniew na nią, który chronić cię miał przed bólem odrzucenia. Nawet jeśli cię nie odrzuciła faktycznie.

 

Nawet kiedy niechcący ktoś ci nadepnie na palec, to cię tak samo boli i masz ochotę kopnąć tego, kto to zrobił

Jako dzieci jesteśmy skupieni na sobie, żyjąc w przekonaniu, że cały świat obraca się wokół nas i naszych spraw. Nie w wyniku złej woli nie zdajemy sobie sprawy z problemów innych ludzi. Domagamy się zaspokajania naszych potrzeb. W tym czasie nasz mózg jak gąbka chłonie wszystkie informacje z otoczenia. Tworzy skojarzenia na bazie doświadczeń. Uczy się dzień po dniu, że matka, która ma taki ton głosu, wróży krzyki i awanturę, że taki wyraz twarzy oznacza, że spadniesz z przewijaka i będzie bolało, ten nieobecny wzrok - że na długie godziny zostaniesz z czymś, co cię uwiera i przeszkadza, ta gęsta atmosfera, którą emanuje - że nie masz pewności czy wybuchnie czy rzuci tobą i potrząśnie, to, że płaczesz i krzyczysz długie godziny, a ona nie przychodzi - czy że jeszcze kiedyś wróci...

 

Dorastamy i zapominamy. Jesteśmy coraz bardziej samodzielni i niezależni. Możemy pójść dokąd chcemy i zrobić to, na co mamy ochotę. Ona nie może już o niczym za nas decydować. Nie zmusi nas. Nie jesteśmy na nią całkowicie zdani.

 

A jednak czasem doprowadza nas do szału. Tym jak mówi, jak się zachowuje. Niby nic takiego nie robi. Możesz wyjść w każdej chwili. Możesz nie pójść jej odwiedzić. Możesz nie zadzwonić. Albo odłożyć słuchawkę jak dzwoni ona. Ale to uczucie nigdy nie znika. Nawet jak ona jest daleko. Albo nawet już nie żyje.

 

Ona nie chciała ci sprawić bólu. Zrobiła to nieświadomie, niechcący.

 

Ale to nie zmienia faktu, że cię boli.

 

A skąd nagle ta złość?

Uczucia czekają na zauważenie. Na przyjęcie ich i odczucie. W przeciwnym razie - będą nas prześladować w nieskończoność, niczym demony przeszłości, uruchamiane przez ludzi, szczególnie tych, z którymi połączą nas bliskie relacje. Aby się z nimi uporać - potrzeba przestać od nich uciekać i je tłumić, odwrócić się i spojrzeć im w twarz.  

 

Nieważne, że na karku będziemy mieli 30 lat, 40, 50 czy 60+. To wszystko, co nasz umysł - superkomputer pokładowy - rozpozna w zachowaniu naszej matki jako "zagrażające" naszemu bezpieczeństwu i przetrwaniu - mimo iż dawno już troszczymy się sami o siebie i mamy nawet własne dorosłe juz dzieci, będzie w nas wzbudzało zakopany głęboko lęk. Ale nie lęk będziemy czuć wobec matki. Będziemy czuć gniew. Będzie nas ona irytować i drażnić, gdyż lęk dziecka, którym kiedyś byliśmy i który kiedyś przez naszą matkę nie został ukojony i rozładowany, został przez nas stłumiony i z czasem wyparty - przestał dawać o sobie znać w takiej formie. Nasza złość, którą będzie "wywoływała" jej osoba, będzie nas informowała o tym, że nasz lęk o to, że nas opuści i/lub odrzuci lub, że to się faktycznie stało, jest w nas ciągle jeszcze obecny i czeka, aby się od niego uwolnić. 

 

Będziemy czuć złość na naszego "oprawcę", który nam nie dał tego, czego najbardziej potrzebowaliśmy i wobec braku czego byliśmy tak bezradni. Który nas zawiódł, opuścił w potrzebie i skrzywdził. Dopuścił do przerwania przepływu karmiącej energii. Zostawił na pastwę losu. Głodnych ciepła, którego szukamy i nigdy nie możemy znaleźć. Będziemy czuć złość, pod którą kryje się lęk i rozpacz.

 

I choć to nie jest świadome, gdzieś w głebi ducha na każdy jej gest, słowo, grymas twarzy czy jej sposób bycia - skręca się żołądek i burzy krew. Pamięć naszej krzywdy broni nas przed bliskością z nią i... wdzięcznością, że tyle dla nas - tak czy owak - zrobiła. Nawet jeśli dosłownie nas porzuciła - dała nam życie i dzięki niej jesteśmy w ogóle na tym świecie. 

 

Poczuć i zrozumieć swój ból schowany za kurtyną gniewu

Dopóki nie odczujemy tego gniewu i schowanego za nim dawnego lęku przed porzuceniem i śmiercią, będzie nas dręczył i trzymał na uwięzi, każąc nam być jej surowym sędzią, a także sędzią własnej żony, partnerki, męża czy partnera, od których tego ciepła, co go nam zabrakło od matki, będziemy się dla siebie domagać. 

 

Z logicznego punktu widzenia będzie się to wydawało absurdalne. 

 

Nasz umysł jednak z precyzją lasera wyłapie wszystkie niuanse i najmniejsze podobieństwa do niej, które będą miały osoby na naszej drodze, i "odpali" znajome, skojarzone z nimi emocje. 

 

Spojrzeć na matkę dorosłym okiem i postawić się na jej miejscu

"Wychowała jak umiała" i choć nie zmieni to faktu, że nas niechący, z niewiedzy i własnej często rozpaczy naraziła na ból, przerażenie, upokorzenie, wstyd czy strach - teraz możemy to zobaczyć inaczej, z dorosłej perspektywy. A nawet może poczuć to samo, co czuła ona, kiedy w roli naszych, tym razem sędziów, występować zaczynają nasze własne dzieci...

 

Wybacz, kochanie... Dziękuję, mamo...

Kiedy umiemy pozwolić sobie na własny ból, zaczynamy być wrażliwi na ból innych. Ból własnej matki. I z tej perspektywy patrząc, a tak właściwie - czując - nie ma tak naprawdę czego jej wybaczać ani w jej przypadku - za co nas przepraszać. Pozostaje jedynie wdzięczność...


 

 

Pokrewne artykuły:

 

Pomóc swojemu zranionemu wewnętrznemu dziecku dorosnąć


Żeby uzdrowić swoje życie, nie trzeba sięgać do traum z dzieciństwa - wystarczy tu i teraz


Rodzic - najtrudniejszy zawód świata


Najbliższe relacje - trucizną i lekiem


Złość piękności szkodzi

Powrót na górę strony

06 listopada 2021

Lista artykułów

Lista kategorii tematycznych

zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie

Uzdrawianie siłami natury

Agnieszka Pareto

SESJE INDYWIDUALNE

online

KLIKNIJ po więcej informacji

KONTAKT

kontakt@agnieszkapareto.com