Palenie pomaga tłumić dawne smutki. Aby stać się wolnym, trzeba je "wziąć na klatę, jeszcze raz poczuć i ochota na papierosy zniknie samoistnie.

Chodź, przytul się

poszukiwany lek na ból - miłość i zrozumienie drugiego człowieka. Nie - najlepsze na świecie rady ani nawet pomoc w kłopotach. Po prostu - kojąca obecność kogoś, przy kim - słabi, bezbronni i bezradni - możemy się czuć bezpiecznie tacy, jacy jesteśmy.

 

 

 

 

 

 

Dziura w duszy

Nie zawsze historia naszego życia daje możliwość bycia dla siebie dobrym i wyrozumiałym w dorosłym wieku. Zaliczamy wpadki, popełniamy błędy, gafy w stosunku do innych ludzi, wtopy i porażki na różnych frontach. Myślimy, że tak się dzieje, bo jesteśmy kiepscy, bo nie dość dobrze uczyliśmy się w szkole, bo w domu się nie przelewało, bo ojciec był draniem, bo matka nie dała nam tego, co powinna, bo nasza rodzina była dysfunkcyjna. 

 

I to wszystko na swój sposób prawda. I to się nie odstanie. Nie da się cofnąć przeszłości. Co gorsza - przeszłość w nas nadal siedzi i każe odgrywać te same sytuacje w różnych odsłonach ciągle i wciąż. Chce się płakać, krzyczeć i wyć z bezsilności, wstydu i bólu. Chciałoby się być silnym, a często się okazuje, że jest się słabym i wstydząc się tej słabości - próbuje się ze wszystkich sił ją ukryć przed całym nieprzyjaznym światem, który tylko czeka, żeby w to miękkie miejsce dźgnąć ostrzem krytyki czy szyderstwa. I jak tylko ma okazję - rzeczywiście dźga - bo do takich znajomych miejsc tego świata nas ciągnie i takie wybieramy, gdzie miękkie podbrzusze właśnie do tego służy - żeby w nie dźgać. Tak wygląda dla nas miłość, której się nauczyliśmy - krzywdzi, "bo" kocha... A my niczego nie pragniemy tak bardzo jak być kochanymi.

 

Kiedy ma się tak kompletnie wszystkiego dość, ze wstydem marzy się w skrytości ducha (bo przecież dorosłemu nie wypada się mazgaić i być mięczakiem), żeby ktoś zamknął nas w ciasnych ramionach i obronił przed niesprawiedliwym światem i przed samymi sobą, wymierzającymi sobie samym surową karę za tę haniebną słabość i irytującą bezsilność.

 

Myślimy, że to głupie i że "wypada już dorosnąć".

 

Ale ta potrzeba siedzi w nas niezaspokojona... bo... jest niezaspokojona. Od bardzo dawna. I nie da się jej niczym wypełnić niż tylko... tym, czego zabrakło.

 

I tak cię kocham

Kto by nie chciał być witany w domu z radością: "O fajnie, że już jesteś", a nie - "to znowu ty"? I nawet jak coś się nie uda i głupio się zachowamy, dostać uwagę i czułość, bo ktoś zrozumie, że chcieliśmy dobrze, ale jakoś nam nie wyszło? I że nie spisze nas na straty, mówiąc "strasznie się na tobie zawiodła(e)m", nie dając nam prawa głosu. I że uszanuje nasze granice nie dlatego, że będziemy je umieli obronić, ale że sam będzie wiedział gdzie one przebiegają i nauczy nas stać na ich straży, broniąc nas najpierw przed tymi, którzy próbują je naruszyć. I że będzie wiedział, że choć czasem cały świat jest przeciwko nam, to zainteresuje się co się tak naprawdę stało i zechce wysłuchać nas, a nie uwierzyć innym bez zadania sobie tego trudu? Że zobaczy w nas kogoś wyjątkowego i godnego czasu i uwagi, choć nie mamy wyglądu gwiazdy Hollywood, mamy nadwagę, krzywe zęby, piegi, grube okulary, nosimy niemodne ubrania i nie stać nas na najnowsze gadżety?

 

Kto by nie chciał, w swojej najczarniejszej godzinie porażki, zrobienia z siebie pośmiewiska, gdzie zawaliło sie wszystko, zrobiliśmy najgłupszą rzecz na świecie, naraziliśmy siebie i innych na kłopoty - usłyszeć - "i tak cię kocham, chodź, przytul się, widzę, że jest ci źle"?

 

W wielu domach tego nie było i niesiemy to z sobą jako dorośli, żyjąc z ziejącą bezdennym smutkiem dziurą w duszy. Pragniemy, żeby ktoś nas zauważył i dostrzegł, w jak wielkiej jesteśmy potrzebie wsparcia, stania murem za nami i bezgranicznej wiary w nas, bez względu na liczbę upadków i klęsk, będących naszym udziałem.

 

Pożegnać żal za tym, czego nie było

Straty z przeszłości nie da się niczym wypełnić. Jest jak bliska i droga nam osoba, która umarła. Nikt ani nic nie jest w stanie jej zastąpić. Nie da się sobie wmówić, że jest inaczej. Jedyne co możemy zrobić, i co zwykle robimy przez wiele lat dorosłego życia, to omijać i wypierać smutek po tej stracie, gdyż ból jest trudny do zniesienia. Dopiero jednak odczucie tego bólu i rozpacz, będąca tego wynikiem, jest w stanie puścić nas dalej w dorosłe życie. 

 

Trudna do logicznego zrozumienia więź całkowitej zależności, w której byliśmy zupełnie bezbronni, bezgranicznie lojalni i oddani, z ludźmi, którzy na nas odgrywali swoje nieszczęśliwe dzieciństwo i nieświadomie zawstydzali, zastraszali, naruszali nasze granice, porzucali, zmuszali do uległości i żądali wyparcia się siebie, aby oni mogli się lepiej poczuć sami ze sobą, pozostawia nas w kompletnym chaosie na tak długo jak długo nie dotrzemy do starych ran w sobie samych i nie pozwolimy im się zagoić.

 

Otworzyć zamknięte przez wiele lat drzwi  

Dopóki nie odnajdziemy tego kruchego małego człowieka w nas, którym kiedyś byliśmy i który nadal w nas jest i czeka na ten moment tak wiele lat w smutku i samotności, i nie przygarniemy do serca, rany pozostaną otwarte, a ból będzie nas nadal dręczył i prześladował, nie dając żyć w zdrowiu i radości.

 

Dopóki nie weźmiemy go w duchu na ręce i nie pomożemy mu odejść od tych, których cierpienie lojalnie niesie w sobie w naiwnej dziecięcej wierze, że w ten sposób może pomóc mamie, tacie czy jakiemukolwiek członkowi rodziny - i nie pomożemy mu symbolicznie zostawić nie jego problemów przy tych, przy których powinny pozostać - będzie go przy nich trzymać siła, której sam nie pokona, uniemożliwiając mu życie swoim własnym życiem, do którego ma prawo i dla którego przyszedł na świat.

 

Powrót z przyszłości

Potrzeba w końcu otworzyć te na długo zabite deskami drzwi i zobaczyć siebie z wtedy, kiedy byliśmy mali. Ten ktoś, kim kiedyś byliśmy, od wielu lat czeka, utknąwszy samotnie w pętli czasu. I powiedzieć mu, że po niego wróciliśmy z jego przyszłości, żeby poczuł jak bardzo jest ważny, że komuś zależało, aby go odnaleźć. Że jesteśmy jego dorosłą wersją, która już go nigdy nie zostawi. Będzie dla niego zawsze - po jego stronie i w jego każdej najmniejszej potrzebie. 

 

A potem wziąć go na ręce i pójść z nim tam, gdzie czeka cała jego rodzina - mama, tata, wujkowie, ciotki, dziadkowie i wszyscy, którzy mieli i mają w jego życiu znaczenie. Poczuć jego niepokój, że jak to? nie może ich przecież tak zostawić - bez niego sobie nie poradzą, musi im pomóc, nie może być takim wyrodnym dzieckiem - i łagodnie, wiedząc, że to jest dobre i właściwe, pomóc mu podziękować im za wszystko i zostawić przy nich to, co nie jest jego i powiedzieć "Do widzenia. Wiem, że pragniecie dla mnie, abym żył(a) moim życiem". I zacząć krok za krokiem oddalać się, zostawiając ich za sobą coraz mniejszych i mniejszych - aż znikną zupełnie.

 

Odnaleźć swoich

Idąc tak, z dzieckiem wtulonym w siebie, dostrzec wyłaniające się na horyzoncie nowe osoby - czekających z otwartymi ramionami przyjaciół, już nie mogących się doczekać tego spotkania, nowej rodziny, która już od dawna szykuje przyjęcie na cześć kogoś dla nich tak wyjątkowego i niezastąpionego - zbliżając się, widzimy tę ciekawość w ich oczach - niecierpliwych dowiedzieć się kim ono jest, co lubi, co mu sprawia największą radość - gotowi dać mu wszystko, czego potrzebuje i pragnie.

 

I być z nim w tym jak bardzo się tam czuje chciane, podziwiane za swoją unikalność, wzbudzające zachwyt tym jak oddycha, jak patrzy, jak się porusza, jak wygląda, jak mówi i jak milczy, jak coś robi i jak po prostu... jest.

 

Nigdy już cię nie opuszczę...

Przygarnąć je jeszcze ciaśniej i wyszeptać mu te słowa do ucha, a potem... zawsze już dotrzymać słowa.

Powrót na górę strony

23 września 2021

Lista artykułów

Lista kategorii tematycznych

zapraszam na mój profil na Instagramie:
pytania, które - zmieniając świadomość - zmieniają życie

Uzdrawianie siłami natury

Agnieszka Pareto

SESJE INDYWIDUALNE

online

KLIKNIJ po więcej informacji

KONTAKT

kontakt@agnieszkapareto.com